
To jest właśnie mój fach, aby w mądry albo chociaż interesujący sposób pokazać zjawiska, które będą rozpoznawalne dla odbiorcy i które da się przedstawić właśnie za pomocą tej jednej klatki, jaką jest graficzna odbitka. Staram się posługiwać skojarzeniami czy artystycznymi zapachami nie tylko w przypadku obiektów, czy postaci umieszczanych w swoich kompozycjach, ale również poprzez konotacje kolorów, kształtów, gestów i abstrakcyjnych form. Proszę mi uwierzyć, że da się przekazać nerwowość/spokój/zachwyt/lekkość/zmęczenie za pomocą samego prowadzenia dłuta po matrycy, mimo że w dużym stopniu są to pojęcia wysoce subiektywne i plastycznie rzecz biorąc abstrakcyjne. Dwurnik wielokrotnie podkreślał, iż każdy artysta marzy o zajmowaniu się abstrakcją, ale nie każdego na to stać. I ja się z tym zgadzam. Moje potrzeby artystyczne przez lata kierują się właśnie w tę stronę, a w moim osobistym pięknym śnie o sztuce „prawdziwej” maluję rzeczy ważne dla każdego. Materię tworzę samymi wrażeniami i wszyscy to rozumieją i cenią. Życie jednak nie sprzyja takim fantazjom, a rzeczywistość domaga się czegoś bardziej przyziemnego. Przynajmniej moja rzeczywistość. Lubię słuchać ludzi. Tych mądrych, ale i tych nie mądrych, starych i młodych, tych, którzy odnieśli sukces i tych rozżalonych. Lubię ich słuchać nie tylko, by dowiedzieć się czegoś nowego, ale również w celu zrozumienia innych punktów widzenia. Jest to niezbędne w mojej pracy i daje mi często odpowiedni impuls do tworzenia. Daleko mi do tworzenia sztuki muzealno-salonowej. Nie lubię kiedy ma pełnić funkcję wyłącznie dekoracyjną. Nieustannie poszukując złotego środka, znajduję się gdzieś pomiędzy dwoma biegunami. Czasami tyczka wychyla się w jedną stronę, a czasami w drugą. Ja sam bywam pusty, zmieszany z kolorowym, bezimiennym tłumem, wśród masy napastliwych billboardów – klient w bardzo długiej kolejce do kasy. Moim jedynym i ostatecznym ratunkiem jest praca artystyczna, a największym marzeniem – uspokoić się. Kiedy pracuję nad kolejną odbitką, siedząc po nocach z dłutami nabitymi w kaburę, wszystko staje się proste i klarowne. Trochę jak mnisi układający mandalę z piasku czy zapaleńcy grabiący minigrabkami swoje minidrzewka udające duże drzewa. Poza sferą czysto warsztatową oraz metodyką pracy mam gdzieś z tyłu głowy potrzebę dialogu ze światem. Nie chciałbym traktować swojej twórczości wyłącznie jako formę autoterapii lub w kategoriach krótkiej ciekawostki, czy fikuśnych połączeń smaków. Zamiast tego wolę myśleć o niej jako o aktywnym nośniku doświadczeń – pięknym i odmiennym rodzajem nadawania im formy.
Artysta Doktor Sztuki Wykładowca ASP w Gdańsku Uniwersytet Merito 15 lat pracy twórczej 10 lat pracy dydaktycznej
Z rozpędu posługuję się zwrotami doskonale mi znanymi, ale przecież należałoby wyjaśnić, że wszystkie prace zawarte w albumie są grafikami wykonanymi na papierze w technice linorytu, a jest ona zajęciem dość masochistycznym i czasochłonnym. W jakim celu tak się męczyć i zawracać sobie głowę złożonością warstw, odbijaniem na prasie i żmudnym dłubaniem dłutem w matrycy? Przecież można by było po prostu wziąć pędzel i to namalować. A jednak nie. Stworzenie jednej grafiki w dużym formacie zajmuje około dwóch miesięcy. Dwa miesiące to dość spory kawałek czasu, podczas którego dużo może się wydarzyć i zmienić. Poza względnie stałymi początkowymi założeniami to właśnie ten zlepek różnorodnych nastrojów i zdarzeń oddziałujących na twórcę w danym okresie daje określony efekt końcowy. W tej saperskiej technice nie ma miejsca na poprawki. Dlatego bardzo często zaczynając od pejzażu kończyło się na akcie, a zaczynając od aktu kończyło się na zawodach jeździeckich. W moim odczuciu to właśnie ta niewiadoma jest najbardziej fascynująca. Możliwość zaskoczenia samego siebie. Nasuwa mi się tu porównanie do przygody. Każda z tych prac jest swoistą małą wyprawą w nieznane. Gdybym z góry znał ostateczny efekt odbitki, byłbym tylko rzemieślnikiem. Przez ten niemały hazard w postaci poszukiwania tej jedynej, najlepszej wersji często okazuje się, że coś się nie udaje, ale nawet porażka potrafi być wynagradzająca. Często pytany o swoje zainteresowania i inspiracje odpowiadam, że nie pamiętam. Było i jest ich tak wiele. To właśnie ten przypadek i próba jego ujarzmienia sprawia mi najwięcej frajdy w samym akcie tworzenia, pomijając aspekt produktu finalnego. Czy w dzisiejszym świecie komputerów, Instagrama i happeningów w cyfrowych chmurach jest jeszcze miejsce na barbarzyńskie tradycyjne techniki graficzne? Czy muszą odejść w zapomnienie lub spocząć pod dywanem starego muzeum i stanąć zaraz obok woskowej sceny przedstawiającej jaskiniowców rzucających dzidami w mamuta? Pewnie, że nie! Okazuje się, że w kolizji tradycji z nowoczesnością mogą powstać wspaniałe i ciekawe rzeczy. Dziś artysta nie może stać i czekać na lepsze czasy. Nie chcąc utonąć, trzeba wykonywać jakieś ruchy. Z daleka mogłoby się wydawać, że chaotyczne lub nawet desperackie, ale zawsze jakieś. Śmiem twierdzić, że z czasem, globalnie rzecz ujmując, będzie to piękny nowy styl graficzny (a może i też pływacki), powstały z rozmaitych dobrodziejstw bogatej kultury, wielu lat trudów mistycznych mistrzów grafiki oraz dobrodziejstw najnowszych technologii. Klasyczne metody odbijania sztuki ujmują autentyzmem i zawierają w sobie swoistą poetykę. Zbieram wszystko, co w nich najcenniejsze, dokładam nowe formy wyrazu, po czym przelewam na odbitkę własną interpretację całości.
Patrzę dziś na swoje grafiki i przypominam sobie okresy, w których powstawały. Nie jest to wybitnie długi odcinek czasu, ale z mojej obecnej perspektywy jednak znaczący. To w końcu, licząc od pierwszej odbitki, przeszło 13 lat. Kiedy próbuję przypomnieć sobie, co mną w danej pracy kierowało, to – o zgrozo, sam sobie zaprzeczę – dostrzegam spory wpływ zdarzeń, które wówczas miały miejsce w moim życiu. Pomimo kompletnej nieświadomości w momencie tworzenia, rozpoznaję dawne lęki, nadzieje czy pożądania. Czy to narodziny dziecka, czy choroba żony, czy pierwsze sukcesy zawodowe, czy może po prostu chęć nieskrępowanej zabawy. Zastanawia mnie, czy próbuję nagiąć wspomnienia i nadinterpretować swoje dawne intencje, czy może należy zaakceptować fakt, że to podświadomość nami kieruje. I choćbyśmy się nie wiem jak mocno tego wypierali, to jak ktoś już gdzieś na murze napisał… w sumie zapomniałem, co to było.

Tytuł
Miejsce
21.04.2023

Tytuł
Miejsce
21.04.2023

Tytuł
Miejsce
21.04.2023
Nazwa tekstu
Nietrudno znaleźć co najmniej kilkanaście rzeczy, w które wielu ludzi święcie wierzy, mimo że rzeczy te faktycznie nie istnieją. Podobnie jest z kolorami, których – cóż za niespodzianka – po prostu nie ma. To, co ludzki umysł odbiera jako kolor, to nic innego jak tylko odpowiedniej długości pasmo, któremu to mózg, na późniejszych etapach przetwarzania nadaje taki czy inny sens. Światło białe (w zależności od struktury powierzchni napotkanego przedmiotu) odbija się w kierunku obserwatora pod postacią fal o różnych długościach. Czyli wszystko, wszystko to złudzenie.

Tytuł
Miejsce
21.04.2023

Tytuł
Miejsce
21.04.2023
Wystawy
[03 / 06]
Lista wystaw
